piątek, 30 września 2011

Jesienny makijaż

Szybki makijaż w kolorach jesiennych liści. Nie mam kompletnie czasu na bloga, a raczej nie mam warunków - kiedy wracam z pracy przed 18 światło jest fatalne i nie da rady zrobić żadnych zdjęć.
Dzisiaj jestem wcześniej w domu, bo złapała mnie jakaś paskudna choroba. Oczywiście na poprawę humoru musiałam zaglądnąć do Inglota i kupiłam 3 wkłady i pustą paletkę magnetyczną na 10 cieni, którą już zapełniłam beżami/brązami. Do kupienia jeszcze jedna pusta paleta (do wypełnienia cieniami, które mieszkają w pro5) i będę zadowolona z moich Inglotowych zbiorów. Mówiłam już, że kocham zakupy? ;)

Więc dzisiaj coś na szybko, z potrzeby malowania (macie tak czasem?).
Ciach ciach pędzelkami, parę zdjęć i do zmycia. Teraz siedzę z maseczką na twarzy, popijam pyszną kawkę i relaksuję się czytając wizaż. Kusi mnie, żeby odpowiedzieć na tag jak mieszkają Twoje kosmetyki, hmm... 



Sleek Curacao:
*tequila sunrise    *blood mary    *screwdriver    *green iguana  
*apres midori     *green martini     *espresso martini
+ któryś brąz z Au Naturel


- Essence: I LOVE mascara, kredka LL

środa, 14 września 2011

Makijaż Curacao

Postanowiłam dzisiaj dodać makijaż wykonany ostatnio (tym razem nie moje oczy). Kiedy tylko odebrałam nowe paletki ze Sleeka, natychmiast chciałam użyć wszystkiego na raz!
Urzekły mnie soczyste kolory paletki Curacao. I co mi tam, że lato się kończy - przecież z kolorami można zawsze poszaleć ;) Teraz mam zajawkę na jakiś makijaż w odcieniach zachodzącego i wschodzącego słońca, taki mega intensywny...achh.
Miałam zamiar zrobić dla Was swatche paletki Curacao, ale chyba nie ma sensu? Na kilkunastu blogach już były recenzje, więc pewnie nie będę dublować, bo kolory już chyba znacie.

Podczas weekendu postaram się dodać coś sensownego. W ciągu tygodnia pracuję i kiedy wracam do domu już jest niestety za ciemno na jakiekolwiek zdjęcia.

Dziękuję za wszystkie komentarze i odwiedziny !

Sleek Curacao
Użyte odcienie :
*blue hawaiian     *green iguana     *apres midori     *green martini     *noir
(A ja jak zawsze samokrytyczna - po zgraniu zdjęć na dysk stwierdziłam, że przydałaby się tu czarna linerowa krecha...)



A przy okazji...Pokażę Wam makijaż, który wykonałam na pewną sesję.
I jak ? :)

sobota, 3 września 2011

Sleek Au Naturel

Dawno nic nie pisałam. Przepraszam, ale mam na głowie mnóstwo rzeczy. Zaczęłam pracę i nie mam za bardzo czasu w ciągu dnia, a wieczorami niestety zdjęcia nie wychodzą dobrze moim aparatem, więc nie ma sensu, żeby Was zamęczać nieostrymi fotkami. Zostają mi weekendy. No właśnie.
Wczoraj kupiłam nową paletkę ze Sleek'a i chciałabym o niej napisać kilka słów, bo wiem, że niektóre dziewczyny się na nią zastanawiają, a nie ma jeszcze jakiejś sensowniejszej i rozbudowanej informacji na jej temat (przynajmniej na polskich blogach).

Nude collection - Au Naturel


Nowa paletka standardowo zapakowana jest w bardzo fajne tekturowe opakowanie (które jest w przyjemnych, brzoskwiniowych kolorach). W paletce znajduje się folia z nazwami cieni, co jest bardzo dobrym pomysłem. Szkoda, że we wcześniejszych paletkach tego nie było (np w BadGirl cienie nie mają swojej nazwy). 

(Kupiłam ją na allegro u SHOKO_PL, odebrałam osobiście (kurier przywiózł do nich paletki dopiero o 16, więc z tego, co wiem, wysyłają dopiero w piątek wieczorem.
Koszt - 27,50 zł)

Z niecierpliwością czekałam, aż wrócę do domu i ją wypróbuję.
No i... mam troszkę mieszane uczucia. Jak słyszałam wcześniej - górny rząd cieni jest taki sobie. I rzeczywiście - potwierdzam.






Pierwsze pięć cieni (bo szósty, ostatni jest ok) są średnio napigmentowane, twarde. Jak dla mnie niezbyt nadają się do wykonania makijażu tylko nimi, bo będzie trochę niewidoczny. Chyba, że nałożymy mnóstwo warstw, co jednak utworzy nam na powiece pewnie brzydką skorupę. 
Jednak uważam, że dla tych cieni można także znaleźć zastosowanie, zamiast spisywać je na straty i obrażać się na nie ;) - będą super do rozcierania innych cieni, do przecierania granic, pod łuk brwiowy. Ja osobiście się nawet z nich cieszę, bo mój cielak z Inglota (353) już sięga dna, i będę miała je w zastępstwie. 
Za to dolny rząd jest fantastyczny - używając tych odcieni da się odczuć, że to na prawdę Sleek ;)

 To chyba najlepszy spośród tych pięciu średnio udanych matów. Ma dość dobry pigment i jest widoczny na powiece, jeśli nałożymy go solo. Cieszę się, bo w moich zbiorach brakowało mi matowej bieli. Nie jest zły, chociaż mógłby być lepszy.

Chłodny popielaty mat. Pigment nie jest najlepszy, ale nie jest tragicznie - jest widoczny na oku, można stworzyć dzięki niemu delikatny makijaż. Fajnie sprawdza się do rozcierania cieni przy makijażu smokey eyes (wczoraj wypróbowałam).

Chłodny beż, przypomina mi dość jasny i zimny puder/korektor. Położony na całej powiece po prostu stapia się ze skórą (przynajmniej moją) i jest mało widoczny - efekt jak po przypudrowaniu powieki. 

Tak samo jak wcześniejszy, z tą różnicą, że ten ma cieplejszy odcień (podchodzi pod żółty).

 I znowu - tak jak poprzednia dwa. Ten ma odcień pastelowo pomarańczowy. Wg mnie jest najgorszy z całej paletki - najtwardszy, ma najmniej pigmentu, chyba się z nim nie polubię.

 I od tego tutaj rozpoczynają się prawdziwe cienie Sleeka ;) Super pigment. To delikatna, perłowa brzoskwinka, w małej ilości po roztarciu może służyć jako rozświetlacz pod łuk brwiowy. Przyjemniaczek.

 Bardzo ładny odcień, mocno napigmentowany. To taka cieplutka, lekko buraczkowa śliwka po roztarciu z (tak mi się wydaje) malutką domieszką jakiegoś ciepłego brązu. Ciekawy kolor, lubię go.


 Typowe stare złoto, śliczny odcień. Nie jest on tak bardzo perłowy jak poprzednik, lecz ma takie metaliczne wykończenie (kojarzy mi się z Inglotem double sp.). Na powiece jest trochę ciemniejszy, niż w opakowaniu.

 Matowy szaro - brąz. Kiedy macałam go palcem wydawał mi się gorzej napigmentowany, ale po nabraniu na pędzelek, okazało się, że pigmantacje ma świetną. Idelany do stosowania w załamanie powieki (już próbowałam). Myślę, że często będę po niego sięgać.

 Mocno perłowy, o bardzo trudnym do opisania kolorze. Jest to mieszanka brązu, szarego, a po roztarciu ma takie bordowe przebłyski. Świetny!

 Matowa śliwka. Na palcu pigment wydaje się taki sobie (oczywiście dużo lepszy niż tych z górnego rzędu), ale jestem prawie pewna, że okaże się taki jak 'Bark' - nałożony pędzlem będzie dużo lepszy. Jeszcze nie próbowałam, ale dam znać :)

 Wszystkim znana matowa czerń ze Sleeka. Zastanawiam się nad dwoma rzeczami:
1) Dlaczego musi być on w prawie wszystkich paletkach? Mam go chyba w każdej z moich czterech, i wiem, że w innych też jest... Zapas czarnego cienia do końca zycia ! ;)

2) Dlaczego wszystkie maty ze Sleeka nie mogą być tak rewelacyjnie napigmentowane?! 
To najintensywniejsza czerń, jakiej używałam.

GÓRNY RZĄD na bazie:



PS: Polecam nakładanie tych matów twardym i zbitym pędzlem. Jak dla mnie odpowiedni dla nich jest bardzo tani pędzel z H&M (a właściwie jedna jego końcówka) 


DOLNY RZĄD na bazie:

Podsumowując : Mimo wszystko polecam :) Tak, jak mówiłam: dla tych niezbyt udanych cielistych matów można znaleźć zastosowanie, a dolne odcienie są bardzo ładne. Nie żałuję, że kupiłam.

 Dwa makijaże (wykonane 'na szybko'):